BRODZICA – wieś w gm. Hrubieszów. Dawniej zwana Bohorodyca. Pierwsze wzmianki o wsi pochodzą z roku 1400 i 1409.
Jednak istnieje legenda „Legenda Herbu Brodzic”, która opisuje wydarzenie z 1047 roku.
Był rok 1047. Państwo polskie zrujnowane wielkim powstaniem ludowym powoli wychodziło z kryzysu. Nowemu władcy z dynastii Piastów, Kazimierzowi Odnowicielowi, podporządkował się niemal cały kraj. Wyjątek stanowiły grody Czerwieńskie i Mazowsze. Te pierwsze 16 lat wcześniej zajęli książęta ruscy Jarosław Mądry i Mścisław. Na Mazowszu zaś rządził Miecław dążący do obalenia panującej władzy piastowskiej. Skupiał on wokół siebie wszystkie reakcje siły, a zawierające sojusze z pogańskimi sąsiadami Prusami, Jaćwierzą i Litwą, stanowił zagrożenie zarówno dla Kazimierza, jak i Rusi Kijowskiej.
Na tym tle doszło do polsko – ruskiego porozumienia umocnionego dwoma małżeństwami; władcy Polski z księżniczką ruską Dobroniegą oraz Izasławą, syna Jarosława Mądrego, z Gertrudą, księżniczką polską. Zepchnięto to na dalszy plan sprawę spornych dotychczas Grodów Czerwieńskich.
Walki połączonych wojsk polsko – ruskich z Mazowszem rozpoczęły się w 1041 roku, ale żadna ze stron nie osiągnęła zdecydowanego zwycięstwa. Konieczna stała się nowa wyprawa. Wojska wyruszyły do Drohiczyna. Rusini dowodzeni przez samego wielkiego księcia kijowskiego Jarosława, płynęli łodziami Bugiem. Brzegiem rzeki ciągnęła jazda polska Kazimierza Odnowiciela. Na wysokości Ostrowii Mazowieckiej ruskie hufce wysadzono na brzeg, czemu starali się przeszkodzić Mazowszanie. Rozgorzała zacięta walka. Szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą stronę, aż wreszcie obrona mazowiecka załamała się. Część armii Miecława znalazła się w okrążeniu, reszta zdołała wyrwać się z kotła i rzuciła do ucieczki. Jej śladem podążyła jazda Kazimierza Odnowiciela. Nagle uciekający zawrócili, uderzając na rozproszone w pościgu szyki. Zaskoczenie było zupełne. Wiele koni i jeźdźców przeszytych strzałami łuków zwaliło się na ziemię. Ranny rumak księcia stanął dęba, po czym trafiony kolejnymi strzałami, padł martwy. Z lasu nadbiegli kolejni wodzowie. Znowu rozgorzał bój. Tym razem przewaga coraz wyraźniej była po stronie Mazowszan. Coraz więce3j ich wojowników włączyło się do walki, a siły książęce słabły. W stronę księcia zaczął zbliżać się szczególnie groźny przeciwnik, rosły, olbrzymiej siły Mazowszanin. Straszliwymi ciosami miecza rozpłatał kilku ludzi próbując zagrodzić mu drogę. Starł się Kazimierzem, wytrącił miecz z jego dłoni. Potężna prawica uniosła się do ostatniego ciosu. Wtem pierzasta strzała utkwiła w szyi Mazowszanina. Olbrzym zachwiał się i powoli, jak by zdumiony, osunął się na ziemię. Kazimierz obejrzał się. Przez gąszcz nieprzyjaciół konno przebijał się jakiś obcy brodaty rycerz.
Właśnie odrzucił łuk, z którego powalił książęcego przeciwnika, a w wyszarpniętym z pochwy mieczem czynił wokół siebie straszliwe spustoszenie. Gdy dotarł do księcia, zeskoczył z wierzchowca i krzyknął:
– Panie, bierz konia i uciekaj!
Tak też się stało. Po bitwie uratowany władca odszukał swojego wybawcę. Sowicie go wynagrodził oraz nadał herb szlachecki Brodzic przedstawiający trzy złote krzyże. Ów nieznany wojownik miał pochodzenie z ziemi Hrubieszowskiej. Tam też wrócił i założył osadę, obecnie wieś Brodzicę.